środa, 9 września 2009

O tym jak zostałem dresem

Ludzie dzielą się na dwie zasadnicze kategorie: na tych, którzy nie założą dresu, jeśli nie uprawiają sportu i na tych troskliwych: "jakiś problem kurwa?". Nawet dziecko wie kim są "Dresy" i myślę, że wbrew wszelkim przesłankom, Oni też mają taką świadomość. Zastanawiałem się nie raz, skąd u Nich taki brak samokrytyki, bo jak wygląda dresik (nawet nowy, błyszczący), każdy widzi. Raczej nie chodzi o pieniądze, bo podrabiane dżinsy, nie będą specjalnie droższe od podrabianych dresów.

O tym, dlaczego dresy są tak popularne u nie-frajerów, dowiedziałem się ze trzy lata temu, w całkiem przypadkowy sposób. Mój serdeczny przyjaciel załatwił wejściówki, dla naszej paczki, na imprezę Kicz Party we wrocławskim klubie Alibi. To miała być zamknięta impreza, przeznaczona dla światka barmańskiego z tanimi alkoholami, na którą ludzie mieli przyjść poprzebierani tak kiczowato, jak tylko możliwe. Przed wyjściem zaczęły się przebieranki, mój kolega założył stalowe spodnie w kancik i sweterek w kratę, modny najdalej w latach siedemdziesiątych. Ja pożyczyłem od jego ojca dresik kreszowy model 89', a do tego bejzbolówka. Reszta brygady też była niezła, tombak na szyjach, woda kolońska Brutal, dziewczyny wygrzebały ze staroci jakieś kuriozalne kiecki i wrzuciły fest makijaż.

Oświeciło mnie jak tylko wysiedliśmy z samochodów, najpierw podeszliśmy do budki z zapiekankami, żeby się nieco posilić. Postanowiłem nieco wczuć się w rolę i zacząłem trenować tradycyjny chód dresa: pewny siebie, nieco przygarbiony, czapka na oczy, łokcie szerzej niż tego wymaga wygoda. Mijaliśmy sporo osób, ale ani razu, nie musiałem nikomu ustępować miejsca na chodniku, nikt nie utrzymał kontaktu wzrokowego dłużej niż sekundę, ani chłopaki, ani dziewczyny. Jako, że okolice Alibi to mekka studencka, to wieczorem najczęściej kręcą się młodzi ludzie. Wygląd reszty mojej wesołej brygady nie łagodził sprawy, za każdym razem wzrok na bok. Byłem niewidoczny! Pod budką z szybkim żarciem, ktoś kolejki o coś mnie spytał, ale wzrok miał tak przepraszający za zawracanie dupy, że aż mi się głupio zrobiło. Podobnie było później w knajpie, może za dobrze grałem?

Generalnie wcale nie byłem zachwycony reakcją ludzi, bo to oznaczało, że z daleka widać, że jestem dresem i nie miałem pojęcia co będzie, jak spotkam prawdziwych. Jakoś nie wyobrażałem sobie, że potraktują mnie jak brata-w-trzech-paskach, a było się czego obawiać. Tamtego dnia odbywał się we Wrocku jakieś mecz piłkarski i przez miasto jechały autobusy pełne rozśpiewanych kibiców. Z tym "śpiewaniem" to mnie nieco poniosło, użyłem go z braku lepszego, równie litościwego eufemizmu. Obawiałem się, że mogę się spotkać z nimi oko w oko i z jakiegoś powodu mogli by uznać, że jestem kibicem przeciwnej drużyny. Miałem równe 50% szans na przeżycie i wcale nie pomagał fakt że nie miałem pojęcia kto z kim grał.

Krótko: dres wzbudza strach i nieufność. Im może się wydawać, że to respekt, ale się mylą. Respekt można czuć do kogoś, kto jest przewidywalny, jak ktoś jest niestabilny niczym nitrogliceryna w Ikarusie, to można czuć jedynie strach. Strach taki, jaki się czuje widząc uciekiniera z domu wariatów* z nożem w zębach.

* Mam nadzieję, że moje komiksowe porównanie nikogo nie obrazi.