wtorek, 5 listopada 2013

Dziwny kabel "sieciowy"

Robiłem ostatnio porządki w kablach, znalezionych w naszym pokoju w robocie. Posortowałem grube pęki kabli najróżniejszego zastosowania, od kabli zasilających zaczynając poprzez kable szeregowe, VGA, na zintegrowanych kablach do KVM-u kończąc. Zebrało się tego kilka kartonów, ważących razem ze 25kg. Najciekawsze jednak było pewne znalezisko, którego zastosowania nie był w stanie wyjaśnić nikt, nawet z najstarszych stażem pracowników IT w naszej firmie:
Kabel zaczyna się wtyczką sieciową 230V~ a kończy wtyczką RJ45, w dodatku połączoną z pinami galwanicznie:
Po namyśle doszliśmy do wniosku, że to musi być PoE (Power over Ethernet). Kabel zawisł w honorowym miejscu.

niedziela, 27 maja 2012

Bałtyk mnie zmęczył

Zmęczył mnie, ale nie w senie geograficznym. Mamy piękne morze, z fantastycznymi, piaszczystymi plażami. Plaże są oddzielone pasem wydm, na którym nie wolno budować, dzięki temu widoku nie psują hotele i pensjonaty. Problem stanowi część turystyczna. Zawsze z przymrużeniem oka przyjmowałem krytyczne opinie o wakacjach nad morzem wypowiadane przez fanów zagranicznego wypoczynku. Wiele było mówione i pisane w tym temacie, ja jednak postaram się coś napisać bez snobistycznego nadęcia. Nie będę się rozpływał nad cudownymi jachtami cumującymi w marinach Adriatyku, na który nie mam szans wyczarterować i bez zachwytu wycieczką wielbłądami do obozowiska Beduinów za 20$ w ofercie wycieczki last minute. Skupię się na naszych śmieciach.

Powrót na Bałtyk
Zawsze byłem fanem wypoczynku nad naszym morzem mimo jego wad. Przez wiele lat nie odwiedzałem Bałtyku (z różnych względów), jednak w ubiegłym roku wpadliśmy ze znajomymi na pomysł wyjazdu do Ustki na weekend. Wyjazd w piątek po robocie, powrót w niedzielę. Wyjechaliśmy z Wrocławia ok. 18:00 i dotarliśmy na miejsce o drugiej w nocy. Zmęczeni podróżą, głodni i spragnieni piwa chcemy od razu przejść do rzeczy, jednak ku naszemu zdumieniu nie znaleźliśmy ani jednego otwartego baru, a dyskoteka nas nie interesowała. Nie było gdzie kupić ani piwa, ani czegokolwiek do jedzenia. Nie było nawet otwartych sklepów nocnych. Miasteczko jakby wymarłe, po półgodzinie bezowocnego dreptania trafiliśmy na stację benzynową, gdzie kupiliśmy piwo w puszkach i hot-dogi. Naprawdę przyjemny początek wypoczynku: wcinaliśmy hot-dogi, popijając piwkiem 20 metrów od stacji. Posiłek urozmaicało nam oglądanie grupek nawalonych gości, wśród których wielu wyglądało zbyt przyjaźnie. Nikt nas nie zaczepiał, ale tej nocy i tak mieliśmy okazję podziwiać rękoczyny.

Ładna pogoda następnego dnia tak dobrze nas nastroiła, że nawet śniadanie nie zepsuło nam humorów. Szliśmy uliczką, mijając liczne bary na świeżym powietrzu i czytając menu. Chcieliśmy czegoś wyszukanego: jajecznicy i kawy. Po minięciu kilku miejsc, w których nie podają smażonych jajek (jakoś zapiekanka na śniadanie mi nie leży), zniechęceni siadamy w jakimś barze i pytamy uprzejmie, czy mimo że nie mają w menu jajecznicy, to czy nie usmażą jej nam. Bardzo sympatyczne właścicielki odpowiedziały, że nie ma problemu. Problematyczny okazał się tylko rachunek, wyniósł jakieś 21zł za osobę. No cóż, za fanaberie się płaci.

Gorzkie podsumowanie
Dawniej tego nie zauważałem, ale teraz jak patrzę na ofertę nadbałtyckich miejscowości to naprawdę wieje słabizną i drogą na skróty. Drożyzna, tandeta i banał jak całe wybrzeże (770km). Wystarczy, że przejdziesz się dowolną uliczką, dowolnej miejscowości i wiesz jak wygląda to w każdej innej: smażalnia ryb, naleśniki, pieczone kurczaki, gofry i tak w kółko. Stragany też mają szeroką ofertę: przyciemniane okulary, ręczniki, paciorki, modele latarni morskich.

Oferta smażalni jest wszędzie dokładnie taka sama, ryba o zagadkowym czasie mrożenia, sprzedawana za zbójnickie pieniądze, którą jemy na plastikowym stole, pod parasolem, siedząc na plastikowym krześle. Zawsze się wtedy zastanawiam, czy nie zjem świeższej ryby w dobrej wrocławskiej restauracji i to za mniejsze pieniądze. Tłumaczenie, że ci ludzie muszą przez wakacje zarobić na cały rok zupełnie mnie nie satysfakcjonuje, bo nie wiem za co płacę, nie otrzymuję tu nic czego nie dostał bym gdzie indziej, a nawet wręcz przeciwnie. Jeśli dodamy do tego zmowę cenową (ciężko to inaczej nazwać), za 100g smażonej ryby, to nie ma mowy o wolnym rynku. Czuję się oszukany.

Poprzednia moja wizyta nad Bałtykiem była w czasach przed kebabowo-gyrosowych, dlatego "szyld", który zobaczyłem w trakcie owego weekendowego wypadu, musiałem uwiecznić:
wielbłąd, tfu dorsz by się uśmiał :)

środa, 28 marca 2012

Znaleźć pracę w godzinach pracy...

Wielu pracodawcom z powiek spędza sen mroczna wizja pracowników, który w godzinach pracy szukają pracy. Poza traceniem czasu na buszowanie po serwisach internetowych, korzystają jeszcze ze służbowych telefonów. By temu zapobiegać, firmowe serwery HTTP Proxy pękają w szwach od zbiorów blacklistowanych adresów. Osoby, które nie mają takich ograniczeń, są zapewne bardzo zadowolone.

Mnie trafiło się cos lepszego, dziś w środku dnia na biurku zadzwonił telefon. Pani po drugiej stronie linii chciała zaoferować mi pracę. Oczywiście była to firma headhunterska z "ofertą która może mnie zainteresować". Zaskoczony, spytałem skąd mają ten numer telefonu? W odpowiedzi usłyszałem, że ich informator chciałby pozostać anonimowy. WTF? W końcu grzecznie podziękowałem za ofertę, argumentując, że nie jestem zainteresowany współpracą z firmą, która ma taki tupet. Nie ukrywam, że cała akcja mimo niesmaku mile połechtała moje ego. Biorąc pod uwagę poziom bezrobocia w tym kraju, poczułem się niemal jak w raju :)

PS. Przypuszczam, że nie było żadnego tajemniczego informatora. Aktualne miejsce mojej pracy można znaleźć na serwisie goldenline.

czwartek, 3 listopada 2011

Przywrócenie do życia rpm-a z popsutymi bibliotekami w PLD

Sytuacja taka, że przestał działać rpm bo brakuje mu jednej biblioteki:

$ sudo rpm -qa
sudo: error while loading shared libraries: libldap-2.4.so.2: cannot open shared object file: No such file or directory


Można podnieść system z dowolnego LiveCD i z korzystając z zewnętrznego poldka/rpm-a (z opcją -r) zainstalować brakująca bibliotekę. Jestem jednak leniwy i naprawiam to z działającego systemu. Zaczynam od pobrania paczki z serwera:

$ wget ftp://master-ftp.pld-linux.org/dists/3.0/PLD/x86_64/RPMS/openldap-libs-2.4.26-2.x86_64.rpm

teraz trzeba przerobić rpm-a na archiwum cpio za pomocą rpm2cpio z paczki rpm-utils

$ rpm2cpio openldap-libs-2.4.26-2.x86_64.rpm > /tmp/openldap-libs-2.4.26-2.x86_64.cpio

rozpakowujemy archiwum:

$ cd /tmp
$ cpio -id < openldap-libs-2.4.26-2.x86_64.cpio

Pojawił nam się folder z bibliotekami (lib64 bo to system 64bit):

$ ls usr/lib64/
liblber-2.4.so.2.7.1 libldap-2.4.so.2.7.1 libldap_r-2.4.so.2.7.1 libslapi-2.4.so.2.7.1


Należy skopiować biblioteki i wywołać ldconfig:

# cp usr/lib64/lib* /usr/lib64/
# ldconfig -v


Pozostaje zainstalować biblotekę jak należy:

# ipoldek install openldap-libs-2.4.26-2.x86_64

czwartek, 16 czerwca 2011

Konwerter do JPG

Konwersja obrazu - operacja pozwalająca zmienić jeden format bitmapy na inny. Osoba biegła w komputerach jest w stanie wymienić jednym tchem kilka aplikacji, które to potrafią. Także na inne platformy, interaktywne, wsadowe plus bilioteki pozwlające na taką zabawę w większości języków programowania.

Nuda, banał, nic emocjonującego. Prawdziwe emicje portafi przywołać zwykły użytkownik. Dziś pewna pani, z firmy w której pracuję została poproszona o screenshot w formacie JPG (PNG to zbyt duże wyzwanie), zamiast BMP. Tak oto wyglądał zrzut ekranu, który trafił do działu IT (ze względów poufności wstawiam ocenzurowany wycinek):





To przykład prawdziwie analitycznego myślenia. Wspomniana pani znała tylko jeden konwerter do JPG: skaner.

piątek, 26 listopada 2010

Liveth 2010.11

Z przyjemnością informuję, że wydałem Liveth 2010.11. Kazałem trochę czekać na nową wersję, jednak praca była dosyć czasochłonna, a czasu nie miałem w nadmiarze. Dodatkowo musiałem rozwiązać sporo problemów z samym oprogramowaniem.

Największą nowością jest wersja 64bit i rezygnacja z utrzymania linii i486, na korzyść i686. Kolejną jest możliwość instalacji Liveth na dysk twardy, za pomocą skryptu liveth2disk, który w ciągu kilku minut dostarczy działający system. Tradycyjnie, dostarczany jest także skrypt ChrInst w wersji (1.1). Instalator graficzny Anaconda wyleciał i najprawdopodobniej już nie wróci. Nowością jest także automatyczna obsługa trybu oszczędzania energii (cpufreq), dzięki czemu wiatraki waszych laptopów nie bedą wyć potępieńczo.

Projekt stał się bardziej dojrzały. Oprócz kolorowych, klikalnych zabawek, dorzuciem wiele nowych narzędzi przydatnych adminowi np.: bacula, rdesktop, kismet, aoetools. W ramach eksperymentu przygotowałem dla konta live środowisko buildera. Dzięki temu, można "z marszu" zbudować jakiś pakiet w razie awarii (oczywiście jeśli zależności BR się zainstalują). Ta operacja przy dużych pakietach (np. kernel), może jednak wymagać sporo pamięci. Z tego względu zalecam przynajmniej 1GB RAM-u.

Aktualna wersja jest oparta o kernel: 2.6.36 i GNOME: 2.32.1, więcej szczegółów na stronie projektu.

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

AAAbsolutnie od pośrednika mieszkanie kupię

Szaleństwo mieszkaniowe ostatnich lat, zaowocowało wysypem agencji pośrednictwa nieruchomości, które w odróżnieniu od agencji towarzyskich, nie pierdolą się z klientem (w przenośni i dosłownie) i starają się wydrzeć kasę raz a dobrze. W końcu przedstawienie kilku ofert i zaprezentowanie mieszkań, warte jest tyle co przyzwoite wykończenie łazienki z kosztami robocizny.

Nie wiem jak oni to robią, ale mnożą się szybciej niż karaluchy i króliki razem wzięte. Zaczynam się zastanawiać kiedy zaczną zjadać własny ogon genrując poddójne i potrójne pośrednictwo. Jeśli uznać pośrednictwo za usługę ekskluzywną (dla tych ci mają więcej pieniędzy niż wolnego czasu), to patrząc na ogłoszenia w dzialem nieruchomości można dojśc do wniosku że jesteśmy całkiem bogatym społeczeństwem.

Dla tych, którzy jednak mają problem ze znaleziem ogłoszeń wystawianych przez pośredników, przedstawiam kilku znaków szczególnych ogłoszeń, pozwalających w gęszczu ofert odszukać ogłoszenie agencji:


  • informacja: "kupujący nie płaci prowizji": ten zwrot może Was zniechęcić, sugerując ogłoszenie bezpośrednie, pragnę jednak Was uspokoić, nigdy w takim ogłoszeniu nie zamieszczją: "pośrednik nie dostaje prowizji"

  • logo agencji na zdjęciu: znakiem szczególnym takich zdjęć, jest drastyczna kompresja JPG i mocne rozmycie obrazu. Po dłuzszej chwili wpatrywania się w fotkę, jesteśmy niemal pewni, że ta żółto-czerwona plama w rogu to logo firmy, a nie laurka siedmiolatki na ścianie


  • ogłoszenia bez podanej ulicy: np,: "dwupokojowe na południu Wrocławia". To całkiem rozsądne, bo w końcu klientowi, który kasy jak lodu jest obojętne w jakiej okolicy chciałby mieszkać.


  • ogłoszenia Gazety: nieruchomosci.gazetadom.pl: agenci nieruchomości jakoś upodobali sobie ten Masońsko-Żydowski serwis. Zapewne mają powiązanie z agentami Mossadu.


  • serwis http://www.e-bezposrednio.pl: nie sugerujcie się nazwą! Tam wbrew pozorom nie ma ani jednego ogłoszenia bezpośredniego. Ciężko jest mi stwierdzić, jaką przewrotną logiką kierują pośrednicy, ale na pewno nie chcą, żeby trudniej było ich znaleźć.